Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi garanza z miasteczka Tychy. Mam przejechane 60335.09 kilometrów w tym 10490.18 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.22 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy garanza.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2008

Dystans całkowity:640.00 km (w terenie 231.00 km; 36.09%)
Czas w ruchu:27:51
Średnia prędkość:22.98 km/h
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:71.11 km i 3h 05m
Więcej statystyk
  • DST 200.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 10:05
  • VAVG 19.83km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wziął i pęknął Jura Maraton

Sobota, 28 czerwca 2008 · dodano: 29.06.2008 | Komentarze 2

Wziął i pęknął Jura Maraton 2008!!!

Co tu dużo bazgrolić - był to co prawda wypadzik weekendowy ale nie walking the park - nic z tych rzeczy. Wyrypa była solidna ale nie masakryczna. Pogoda prawie miodzio: słoneczko lukało często ale nie nachalnie, cumulusy latały po sky toże, błotka nie było, był kurz, piaseczek i niezły wiater - często gęsto prościutko w pysk.

Towarzystwo Pasjonatów Rowerowo Jurajskich było zmienne co do liczby i miejsc. W Krakau pojawiło się nas kole 15, może dwie dychy. Potem dojeżdzali i odjeżdżali następni w miarę upływu czasu, kilometrów, miejsc i energy.

Moje ważne wspomnienia:
- podjazd terenowy na wysokości Balic był pycha (w cieniu drzewek, 9 kilosów na godzinę, korzenie, ale bez piaseczku!
- podjazd asfaltowy pod Paczółtowice nie był pycha (w pełnym słońcu, 11 kilosów na godzinę i czwóreczka mistrzów przemykających kole mnie jak sen jaki złoty...)!
- zjazd z Podlesic był zdecydowanie nie pycha (piaseczku od cholery wszędzie, sobotni turysty rowerowi w liczbie chyba 30: po prostu masakra)!
- piaseczek wszędobylski bywał przeważnie tam gdzie nie powinien: na podjazdach, na zjazdach i na prostych.

Pierwsza sześćdziesiątka kilometrowa była w miarę szybkaśna, druga - monotonna a trzecia uciążliwa. Ale za rok trza to zdecydowanie powtórzyć!!!

A na końcu była niespodzianka - po przyjeździe do Częstochowy, Ar zaproponował sprawdzenie licznika w miejscu, gdzie rok temu rozpoczynał się Jura Maraton 2007. Wyszło 197 kilosów ze średnią 19:84. W trakcie dojazdu do PKP okazało się, że mój liczniczek się wyzerował co podobnież w tych modelach jest dosyć częste. Brakujące 3 kilosy dobiłem dojeżdżając na bahnhof.
No kurde, gdyby nie Arkadius nie znałbym wyników - chwała Mu i cześć!!!




  • DST 27.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:12
  • VAVG 22.50km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piątkowe przedmaratonowe śmiganie

Piątek, 27 czerwca 2008 · dodano: 29.06.2008 | Komentarze 0

Piątkowe przedmaratonowe śmiganie do Pless.

Wieczorkiem w miarę wczesnym zapakowawszy się na sobotnią wyrypę jurajską śmignąłem lekko dłuższą traską do Pszyczny do mego koleżki. Przewidywane było bowiem u Niego kimanko, by next day Jego Wielce Szacowna Małżonka zawiozła nas na Jura Odyssey 2008 do Krakau.

Przyjechawszy średniawym tempem na miejsce - koleżka Arkadiuszek zaproponował nie byle jaką rozrywkę - piwenio na pszczyńskim ryneczku. Zapedałowaliśmy tamój, machnęliśmy po dwa pilsnerki i come back do dom.

Jutro wstawanie kole piątej....




  • DST 71.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:55
  • VAVG 24.34km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gorąc, pot, wiater.... mhmmm przyjemnie!

Niedziela, 22 czerwca 2008 · dodano: 23.06.2008 | Komentarze 0

Gorąc, pot, wiater.... mhmmm przyjemnie!

Niedziela po pełudniu, żonka z dzieckami u teściów a ja po tygodniu (toż to skandal niesłychany!!!) na bicykl i w lasy tyskie, kobiórskie, pszczyńskie, studzienickie, świerczyńskie i bieruńskie.
Gorąc bo słoneczko ostro sobie poczynało, pot bo był gorąc i tempo takie średniawe, no i wiater bo samemu trza sobie go zrobić jadąc troszkie szybciej- znaczy się kole 15 kilosów na godzinkę z wiatera niczewo, ale powyżej dwóch dych juże jest. Tylko bez zatrzymywania się proszę, bo wtedy pot zalewa face i pozostałe części mego body.

W sumie trochę cienia (jazda w lesie), więcej słońca (jazda asfaltowa) i od metra ludziów. Prawie wszędzie, gdzie się kopnąłem natykałem się na zmasowane imprezki: w Tychach: Dni Tyskie, w Pszczynie: Dni Pszczyńskie, w Studzienicach: odpust w miejscowej farze.

W poniedziałek trza dokonać interwencyjnych zakupów produktów energetycznych w sklepie sportowym - w nadciągającą sobotę robimy z koleżką z Pless nieoficjalny maraton Jura 2008!!!




  • DST 100.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:16
  • VAVG 23.44km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Odkrywanie nowych miejsc i dróg rowerowych.

Sobota, 14 czerwca 2008 · dodano: 16.06.2008 | Komentarze 0

Odkrywanie nowych miejsc i dróg rowerowych.

Długi rękaw na grzbiet, krótkie portki na tyłek, kachol na łeb, komór i mapa w kieszeń oraz bidon do koszyka i kole 11-tej kręciłem pedałami w kierunku mi już znanym ale do miejsca jeszcze nie znanego: Jaworzno city. Przez Wesołą, Krasowy (pikne widoczki) do przedmieść Jaworzna. A patom na południe w rejony już znane: Dziećkowice i ichniejszy zalew, Chełmek, Czarnuchowice, G. Bijasowicka, Bieruń, Bojszowy, Świerczyniec, Cielmice, Paprocany, mieszkanko.
Aha, kole siódmej dychy kilometrażowej zaczęło napieprzać mnie moje kolano po prawej, a przeca po lewej jest uszkodzone.
Wróciwszy do dom stwierdziłem, że niedziela zdecydowanie nie będzie rowerkowa - trza się trochę podkurować!




  • DST 42.00km
  • Teren 24.00km
  • Czas 01:43
  • VAVG 24.47km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Leśne śmiganie kole Studzienic.

Piątek, 13 czerwca 2008 · dodano: 16.06.2008 | Komentarze 0

Leśne śmiganie kole Studzienic.

Miało być bardziej terenowo - no i było! Wjechałem tą razą w leśne drogi i dróżki kole salonu samochodzikowego passatów i innych volkswagenów. Znam je dosyć dobrze (drogi oczywista a nie passaty), ale w tym roczku jeszcze mnie tutaj nie było. Odkurzyłem więc (znaczy się zjeździłem) stare dobre znajome tereny. Zaliczyłem też dłuższy wariant jeszcze mi nieznany w tych rejonach. I tak wjechawszy w ubity trakt, na którym ostrzyłem sobie ząbki już od jakiegoś czasu, miałem nadzieję na jakiś element zaskoczenia. Owszem, pojawił się - był nim wąziutki i równiutki asfalt w środku lasu (kto na Boga wjechał do lasu walcem!!!), który wyrzucił mnie na trasę Bielsko-Tychy na rozjeździe do Kobióra. Ciężko było śmignąć na drugą stronę, bo autów było od cholery.
Powrzesawszy się troszkie po Kobiórze i stawach korzenieckich z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wróciełm przez Papry do dom.




  • DST 51.00km
  • Teren 24.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 27.82km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szybkaśna jazda do Pszczyny

Wtorek, 10 czerwca 2008 · dodano: 11.06.2008 | Komentarze 0

Szybkaśna jazda do Pszczyny i nazad....

Rowerowe połykanie kilometrów rozpoczęło się wieczorkiem - o pół siódmej a zakończyło się coś kole pół dziewięć.
Było ostro i jak na mnie nad wyraz szybko biorąc pod uwagę, że połowa całkowitego dystansu to leśne drogi.

Wsiadając na siodło powiedziałem sobie: "dzisia sobie bedziewa spokojniutko pomykać, by się nadmiernie nie zmęczyć i bez oblewania potem ma być" - no cóż z dotrzymywaniem słowa sobie samemu mam widocznie jakiś problem.

Machnąłem się jak zwykle w kierunku pszczyńskiego parku drogą rowerkową. Lubię ją bo za każdym razem dorzucam jakiś nowy wariancik w ramach leśnej jazdy. No i te drzewa, dziury, muszki i naprawdę nieliczne ludzie na trasie - pychota!

Na Paprocanach jak zwykle ludziów od metra, więc przerzuta poszła na twarde przełożenie i go home...




  • DST 55.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 25.78km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czyżby po raz kolejny Pszczyna?

Poniedziałek, 9 czerwca 2008 · dodano: 10.06.2008 | Komentarze 0

Czyżby po raz kolejny Pszczyna?

Tak, tak - taki był mój plan rowerowy na ten dzionek.
Z żonką było to już ustalone w niedzielę, że poniedziałek po robocie jest rowerowy.
Po szybkim obiadku wsiadłszy na siodło i ruszywszy w już wcześniej określonym kierunku zmierzałem konsekwentnie (i w miarę szybko) do Radostowic.
Miałem co prawda śmignąć kole starej herbaciarni i zaliczyć zaporę na Łące ale jak to czasami u mnie bywa - żem się za bardzo rozpędził i minąłem odpowiedni zjazd w tym kierunku i nic z tego nie wyszło.
Będąc w Pszczynie zahaczyłem u znajomego koleżkę rowerowego - szybka kawka, troszkie dialogu (ustaliliśmy, że pomimo tego, że Compass wymiękł z organizacją Jura Maratonu - my traskę Krakau-Częstochowa wyhaczymy we własnym zakresie!!!) i z buta do dom.

Było cudnie!!!




  • DST 70.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:45
  • VAVG 25.45km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niedzielnie...popołudniowo...cieplutko....

Jazda miała być

Niedziela, 8 czerwca 2008 · dodano: 09.06.2008 | Komentarze 0

Niedzielnie...popołudniowo...cieplutko....

Jazda miała być w piątek a nawet w sobotę - niczewo! Żonka zarządała mej obecności doma: zakupy, sprzątanie, opiekowanie i takie tam.

Ale za to niedziela, ale za to niedziela - niedziela była dla mnie (choć nie cała).
Wyskoczyłem kole drugiej a na pięć miałem się stawić w home.
Aby określić cel jazdy zadzwoniwszy do znajomego z Pszczynowni - niestety nie odbierał: pewnikiem był z małżonką w skałkach. Warianty były bowiem dwa: Pszczyna i okolice albo Mikołów, Halemba, Podlesie, Kostuchna, Czułów. Padło więc na wariat drugi.
Rowerek sprawuje się fąfastycznie (ja zresztą toże) - było very przyjemnie i w miarę szybko (jak na moje możliwości).

A z wieczora meczyk (inauguracja Polaków w mistrzostwach Europy) do oglądnięcia. Meczyk jak to zwykle meczyk, należy scharakteryzować w trzech słówkach: KUBICA JEST WIELKI!!!! Reszta się nie liczy....




  • DST 24.00km
  • Teren 13.00km
  • Czas 00:57
  • VAVG 25.26km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsza czerwcowa jazda rozpoczęta...

Wtorek, 3 czerwca 2008 · dodano: 05.06.2008 | Komentarze 0

Pierwsza czerwcowa jazda rozpoczęta...

Pedałowanie miało być poniedziałkowe, ale się ślizgnęło na wtorek - tak to już bywa.

No i rowerek po wyszarpnięciu z serwisu jeździ jak ta lala: aż się chce machać co chwila manetkami - tak to wszystko cudnie pracuje.

I tak we wtorek pierwej obowiązki (na działkę od moich fatrów by ją skropić, bo wystąpił najwyższy poziom zagrożenia pożarowego) a patom szybciuśko wokół jeziorka paprocańskiego.
Gdzieś tak w połowie okrążenia wyprzedził mnie osobnik z pierwszego rzutu oka niepozorny: łysiejący z brzuszkiem z piątym krzyżykiem na karku (tak mi się zdaje). Jednak Jego możliwości napędowe były zdecydowanie lepsze od moich - miałem biedę dotrzymać Mu tempa. Na asfalcie był zdecydowanym królem (kole 37 kilosów na godzinkę), w terenie niwelowałem różnicę między nami (kole 32 kilosów na godzinkę) - raz nawet z sukcesem wyprzedzającym. Mój pełny szacunek i głęboki ukłon w Jego kierunku!!!

Było krótko ale intensywnie.