Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi garanza z miasteczka Tychy. Mam przejechane 60335.09 kilometrów w tym 10490.18 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.22 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy garanza.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2008

Dystans całkowity:476.00 km (w terenie 113.00 km; 23.74%)
Czas w ruchu:20:39
Średnia prędkość:23.05 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:47.60 km i 2h 03m
Więcej statystyk
  • DST 50.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:56
  • VAVG 25.86km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiosna! - Nie ma to tamto!

Niedziela, 30 listopada 2008 · dodano: 30.11.2008 | Komentarze 0

Wiosna! - Nie ma to tamto!

Już od wczoraj ostrzyłem sobie me zmysły na dzisiejszy wypadzik. Co prawda w telewizyjnej jedynkowej pogodzie podali maksymalną ściemę - że niby będzie w sunday przeciekało z nieba co i rusz, ale ja pohulawszy troszeczkę po różnych internetowych serwisach od pogody nabrałem pewności, że niedziela będzie rowerkowa jak się patrzy. Była, kurczakos, oj była!

Jak rypnęła na zegarze druga po pełudniu - wsiadłem na siodło rowerowe ubrany nieco lżej po przyrząd od mierzenia stopni Celsjusza wykazywał jak nic 14 nad zerem! Normalnie jesienno-wiosenne klimaty się pojawiły tej zimy.

Wyczyszczonym i naoliwionym wczoraj rowerkiem zmierzałem więc asfaltowo do Pless. Ale nie ma tego dobrego do końca, jakby się chciało - wyższa temperaturka przywiodła niewąski wiaterek. Jadąc do Pszczyny wiaterek wiejąc w mój przód potrafił mnie skutecznie wyhamowywać o kole 5-7 kilosów/godzinkę - ostro było!

W Pszczynowni pobłąkałem się troszeczkę po rynek & park i zawinąłem z powrotem do mego miastka. Z tą jednakże różnicą, że zaliczyłem Studzienice a wiaterek tera to był mój the best friend: wiał w me plecki a 30-33 km/h bez specjalnego napinania się nie schodziło z licznika mego.

W Tychach odbiłem na Cielmice i pokręciwszy się troszeczkę po tyskich alejkach dla wyrównania rachunku, znaczy się dystansu dzisiejszego: pół setki kilosów. Plan został wykonany, więc me samopoczucie jest jak najbardziej teges!!!




  • DST 21.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 00:59
  • VAVG 21.36km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Paprocany późnym popołudniem

Piątek, 28 listopada 2008 · dodano: 28.11.2008 | Komentarze 0

Na Paprocany późnym popołudniem przy świetle lampki przedniej i szwankującej tylniej.

Większościowo asfaltowo z niewelką ilością terenu - zdecydowanie błotnego. Rowerek więc wyglądał niezmiernie błotniście a łańcuszek zgrzytał aż serce bolało.
Na asfalcie w kierunku Kobióra napotkałem dwa średniawe jelonki przeskakujące przez drogę po której bieżałem - nie wiem kto się bardziej wystraszył: ja czy one. Przy powrocie tą samą trasą sytuacja była podobna, z tym że drogę mą przebiegło cosik mniejszego: jakowyś zając cy cuś. No kurde! Dość tych atrakcji - trza spieprzać w bardziej cywilizowane i oświetlone rejony.

Zmierzając ku mej chacie zawinąłem oczywista ma myjkę celem doprowadzenia rowerku do lepszego efektu wizualnego - spłukałem co większe błoto z ramy i napędu - serce me boleć przestało...




  • DST 24.00km
  • Czas 01:06
  • VAVG 21.82km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

No cóż, śnieg zniknął

Czwartek, 27 listopada 2008 · dodano: 27.11.2008 | Komentarze 0

No cóż, śnieg zniknął był jak sen jaki złoty....

Ale pozostawił po sobie solidniejsze bajorka na asfalcie, które w połączeniu z wykopkami pod kanalizę na trasie do Lędzin dały wcale przeze mnie nie lubianą błotnistą breję. Jadąc po cimoku (co prawda na lampkach) siłą rzeczy musiałem się oraz mój rowerek nieźle uwalić.

Ale jazda była szybciejsza dzisiaj troszeczkę, bo lód się stracił a śmigałem jedynie po asfalciku.
Pokręciłem się więc po tyskich okolicach: od Cielmic zaczynając na Czułowie kończąc.
Wróciwszy do dom zobaczyłem w całej okazałości stan mego rowra: no cóż myjka ciśnieniowa, suszenie oraz smarowanie jest tera bezapelacyjnie niezbędne dla mych dwóch kółek.

Następna szansa na pedałowanie jawi się realnie w sunday - jak Bóg, Partia i Małżonka pozwoli oczywiście....




  • DST 22.00km
  • Czas 01:08
  • VAVG 19.41km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Taka długa przerwa od rowerka....

Wtorek, 25 listopada 2008 · dodano: 25.11.2008 | Komentarze 2

Taka długa przerwa od rowerka.... normalnie nienormalne!

No cóż! Jakoweś wredniejsze zarazki dopadły mój organizm w związku z czym cały ubiegły tydzień zalegałem w domu w celach kuracyjnych.
Na weekend co prawda byłem już zdrowiusi ale pojawiły się przyjemne obowiązki ojcowskie w postaci dopingu mego pierworodnego na zawodach pływackich. Młodzież sobie nieźle radzi co dobrze rokuje na future.

Ale dzisiaj to już nie mogłem wytrzymać - był jednakowoż wybór: albo jogging albo bikeing, znaczy się bieganie lub rowerowanie. Z racji dłuższej przerwy uznałem wyższość pedałowania od truchtania.

Tak więc cieplejsze szmaty na grzbiet, head i odstające kończyny, błotniczki na kółeczka, lampeczki na kierę i sztycę i kole pół sześć śmignąłem wieczorną na godzinkową jazdę po rowerkowych alejkach w mym mieście.

Z początku tak troszeczkę nieśmiało z racji zalegającego śnieżku (choć raczej firnu) i lodu z czasem coraz śmielej a więc szybciej. Spuściłem troszeczkę luftu z kółeq celem uzyskania lepszej przyczepności w związku z czym nie zaliczyłem dzisiaj rzadniutkiej gleby.

Jest tylko jeden minus (właściwie dwa: ten drugi to minus na termometrze): buciki wpięte w espedziaki powodują szybsze wyziębienie mych stópek w efekcie czego już po godzince pedałowania palce mam solidnie wyziębione...




  • DST 44.00km
  • Teren 18.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 24.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przedzmrokowo, terenowo, pszczyńsko...

Środa, 12 listopada 2008 · dodano: 12.11.2008 | Komentarze 0

Przedzmrokowo, terenowo, pszczyńsko...

Co by tu wystukać na klawiszach klawiaturowych żeby było z sensem i z górki... Po chwilowym pomyślunku żadna specjalna lampka w mym head nie błysła - inaczej mówiąc (pisząc) nic nie zaiskrzyło między neuronami w mym mózgu.

No bo i co tu ciekawskiego zasunąć skoro traska, klimacik, rowerek i ja wciąż ten sam. Ale nie tak do końca traska troszeczkę zmodyfikowana (tak lubię), rowerek nieco bardziej zgrzytający pewnikiem z powodu braku stosownej ilości łoleju na kecie i punktach stycznych z ketą, a JA to już z każdym new day - new men!!! Jeno mięśnie udów mych się nie zregenerowały po wcześniejszych katuszach rowerkowych, więc dzisiaj sygnalizowały swoją obecność obniżając troszeczkę tempo i mój zapał do speedu.
A tak celem informejszon po freudowsku: żeby być w zgodzie z własnym ja, fun czyli zabafa w pedałowanie trwa we mnie nie gasnąc specjalnie.

Zalukałem na szybciora do plessowskich friendów co by obczaić klimaty na łikendowy pomorski wypadzik biznesowy - niestety jeno bryką nie rowerqami...

Powrót toże standardowy, bo ze ściemą atmosferyczną gęstniejącą z każdym kilometerkiem jazdy mej. Me lampqi przednio-tylne spisywały się miodowo: był remis, znaczy się zero:zero, ja nikaj nie wpieprzyłem i nikt we mnie toże. Takie remisy to ja wolę...

Od dzisiaj bicykl rdzewieje w mym domciu minimum do poniedziałku...




  • DST 80.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 03:29
  • VAVG 22.97km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lake land czyli kraina gdzie

Poniedziałek, 10 listopada 2008 · dodano: 10.11.2008 | Komentarze 0

Lake land czyli kraina gdzie jeziora czyhają na każdym zakręcie...

Dzisiaj toże miało być z mym bratkiem ale wzioł i wymięknął, więc wczorajszy plan odwiedzenia jeziorek w okolicy Woli rozbudowałem pięknie o stawy kole Soła River.

Tak więc najpierw standard trasowy do Auschwitz (przez Cielmice, Bieruń, Bijasowice, Babice) znaczy się konkretniej do Birkenau. Tam jednakże nie odbiłem jak zwykle po prawo w kierunku na Harmęże ale dla odmiany po lewo celem wbicia się w czerwony szlak w kierunku na Rajsko-Wilczkowice-Skidzin. Ten odcinek, gdzie po lewej umiejscowiła się Soła a po prawej różne zmyślne stawy i inne stawiki, toż to po prostu odlotowa trasa widokowa. Uplasowała się ta traska dosyć wysoko w mojej hierarchii fajurskich tras rowerkowych.

Na wysokości Zasola wjechałem na szlaczek niebieskawy co mnie wiódł przez lasek (bynajmniej nie kopulasek jak pisze imć Sapkowski Andrew) by wylądować w Jawiszowicach a konkretnie na Zapłociu. A jak Jawiszowice to trza było ponownie luknąć na fajnisty kościół drewniany śniętego, znaczy się świętego Marcina. Tutaj też wsunąłem zakupione wcześniej pieczywko i pomknąłem do miejscowości Góra z zamiarem ujeżdżenia szlaku czarnego wzdłuż Wisły w kierunku na Wolę. Szlaczek był jednak jakowyś magic ponieważ nie mogłem go nikaj znaleźć - być może dopadła mnie falandyzująca pomroczność jasna. Lekko wku... pojechałem asfaltem na Gilowice-Międzyrzecze-Bojszowy Nowe-Świerczyniec-Cielmice-Tychy, czyli my home.

Piknie było nie ma co, a ten cholerny szlaczek czerniawy i tak znajdę choćby nie wiem co!




  • DST 51.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:56
  • VAVG 17.39km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zupełnie lajtowa jazda braterska

Niedziela, 9 listopada 2008 · dodano: 09.11.2008 | Komentarze 0

Zupełnie lajtowa jazda braterska na Suszec i okolice.

Spotkalimy się z brathem na Żwakowie coby śmignąć na Gardawice i popikczersować na piaskowym wyrobisku.
Brat rowerka używa nieco rzadziej, więc naturalnie speed musiał być nieteges - co mi z kolei odpowiadało: po wczorajszej szybszej jeździe trza się było co nieco zregenerować.

Pomknelimy lotem błyskawicy (cosik kole 16km/h) na Gostyń, Zgoń, Mościska do Gardawic. Objeździlimy te piaskownice w różnych kierunkach, łącznie ze zjazdem na dół celem machnięcia sobie nawzajem po dwa fociacze z wiełasipiedami.

Potem to już na Suszec - z Suszca czerniawym szlaczkiem bajkowym w las na gajówkę Mitregówkę. Tam już dopadła nas solidna szarość. Na stawy korzenieckie wjechalimy już po ciemnicy.

I tak od Kobióra korzystając z mych 2 lampeq (brath lampek niczewo) rozświetlając mroki przed mym i bratha rowerem dotarlimy powolusiu w oświetlone rejony naszego city. Tam się my rozjechali a ja przez ostatnie dwa kilosy wrzuciłem na blat i ze swoim stałym (prawie) speedem dotarłem szczęśliwie do domciu - żoneczka ma się już co nieco niepokoiła....




  • DST 90.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 03:32
  • VAVG 25.47km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miała być setka, wyszła 90-tka...

Sobota, 8 listopada 2008 · dodano: 08.11.2008 | Komentarze 0

Miała być setka, wyszła 90-tka...

Nie ma co rwać kudłów z główki mej, bo dziewięć dych jak dla mnie to też całkiem, całkiem niezły wyczyn.

Coby było romantycznie... wyruszyłem jak mgły opadły z rana...
A tak po prawdzie to czekałem niecierpliwie dość aby cholery opadły, żeby się zrobiło troszeczkę cieplej i widoczniej - nie miałem zamiaru najmniejszego się kajsik wypieprzyć. Zaliczenie gleby przy 25 kilosach speedu nie jest moją ulubioną konkurencją...

Pojechałem na zapad od mego rodzinnego city - znaczy się na Żwaków, Gostyń, Zgoń, Mościska do Gardawic. Zoczyłem tam po raz kolejny piaskownicę, znaczy się epne wyrobisko piasku wydobywanego na skalę solidnie przemysłową. Pstryknąłem parę zdjątek komóraczem ale nie chce mi się ich tutaj wrzucać...

Następnie ślizgając się po obrzeżach Cysterskich Kompozycji Krajobrazowych "Rud Wielkich" zaliczyłem Suszec, wtłaczając się tam na szlaczek rowerowy koloru black - całkiem fajnie oznaczony jest ten szalczeq.
Wyjeżdżając z Suszca (dalej czarnym) odkryłem najfajniejszy w tym wypadzie odcineq szlaczku do Kryr. Równiusi asfalcik pomiędzy polami tak się troszeczkę kręcił, wznosił i opadał dla urozmaicenia jazdy mej - po prostu miodzio.

A potem już standardzik i trasowy i kulinarny: wpieprzyłem się na Eurovelo R-4 i od południowej strony zalewu Łąka śmignąłem na Pless coby pobajdurzyć troszeczkę z plessowskimi znajomkami i łyknąć "Kawenia U Arenia"!

Miałem jeszczo ambitny plan odwiedzenia rowerkowego Auschwitz, ale będąc na Woli okazało się, że mogę się nie zmieścić w ustalonym z mą żonką czasie. Zawinąłem więc z Woli na Jedlinę, Bojszowy, Świerczyniec, Cielmice, piramidkę przy Paprocanach i do dom w taki sposób aby na liczniczku walnęło równiusie 9 dych. It's OK!




  • DST 40.00km
  • Teren 4.00km
  • Czas 01:35
  • VAVG 25.26km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krótsza jazda na Klimont

Środa, 5 listopada 2008 · dodano: 05.11.2008 | Komentarze 0

Krótsza jazda na Klimont bo zmrok zbliżał się nieuchronnie.

Późno wyskoczywszy na rower pośmigałem dzisia prawie wyłącznie po asfalcie. Kierunek: pagórek Klimont z szybszym tempem podjazdowym. Wjazd na parking przykościelny odbył się już na końcówce mego pałeru - ale żem sem narzucił tempo!!! Chwilunia odpoczynku na ławeczce z piknym widoczkiem na zachodzące sky między kominami elektrociepłowni z lekkim zatarciem widoczności przez mgłę i dymy lokalnych mieszkańców (znaczy się niska emisja zaczyna rządzić).
Zjazd bez pedałowania dał max speed = 49 kilosów na godzinkę.

Powrót tą samą drogą co dojazd + objazd Paprocan z włączonymi lampkami na rowerku mym. Zaczynają się nowe tyskie klimaty me : jazda w terenie po ćmoku przy przedniej lampce i prędkości kole 25 kilosów/hour - kurde naprawdę niezła jazda!

Najbliższy realny termin next pedałowania pewnikiem wystąpi w sobotę - o ile nic się nie popieprzy....




  • DST 54.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 25.31km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsze listopadowe popołudniowe

Wtorek, 4 listopada 2008 · dodano: 04.11.2008 | Komentarze 0

Pierwsze listopadowe popołudniowe ugniatanie siodła....

Wpadłszy do home przełożyłem z grzbietu arbeitancug na bikewear + zeta and klucze do kieszeni no i pomknąłem na Kobiór. Stamtąd nieco dłuższym wariantem na Radostowice (kurde w lesie w miarę sucho jak na tę porę roku) a potem odbiwszy on the lewo via Pcyna. Pokręciwszy się troszeczkę po parqu śmignąłem asfaltowo w kierunku Jankowic and Studzienic and next Kobiór. A jak Kobiór to oczywista paprocańskie lake...

Mając zetę w kieszoneczce mej zawinąłem na myjkę ciśnieniówkę celem wodnego zchlastania mego przyrządu do przemieszczania się za pomocą mych własnych mięśniów nożnych. Tak żem uczynił - rowereq wyglądał jak z wystawy!

Pomknąłem sszybciusio do dom bo obofiąski wrzeszczą, że są zaniedbywane... c'est la vi!